niedziela, 24 marca 2013

Kto strzelił pierwszy?

Czyli o miejscu dzieła skończonego w dobie nowych mediów 
~Oskar Wanat~

 
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w pamiętnym finale Gwiezdnych wojen Chewbacca, wierny kompan Hana Solo, nie otrzymał medalu za swój wkład w misję zniszczenia pierwszej Gwiazdy Śmierci? Jeśli tak, nie byliście w tym odosobnieni:


niedziela, 17 marca 2013

NOWE MEDIA, CZYLI...?

Nowe - stare media

Kamil Kalbarczyk




Zacznijmy od spojrzenia na powyższą reprodukcję. Widzimy Lekcję anatomii doktora Tulpa - obraz siedemnastowiecznego malarza Rembrandta. Czy rzeczywiście? Zasadniczo, patrzymy w tej chwili na tysiące pikseli w różnych kolorach, które niedoskonałość naszych oczu łączy w dobrze znany obraz. Pytanie, czy to, z czym mamy do czynienia, jest medium nowym, czy starym? Nie jest to wcale takie jednoznaczne. Obraz Rembrandta jest medium starym, tradycyjnym środkiem przekazu, którego treść dostarczona jednak została za pośrednictwem medium nowego, a więc Internetu. Ale…Czy opowyższym obrazku, jako nowym medium, świadczy tylko to, że patrzymy na niego na ekranach a nie w muzeum? Podstawowym wyznacznikiem nowych mediów nie jest sposób, w jaki dociera ono do odbiorcy, ale to, jaki stosunek ma do niego odbiorca i jak je wykorzysta.

Znawca mediów Lev Manovich zauważa, że nawet tak znaczące wynalazki jak prasa drukarska czy fotografia, chociaż diametralnie zmieniły funkcjonowanie w świecie, swoim obszarem nie objęły tak licznych dziedzin życia jak komputer i Internet. Według Manovicha o nowomedialności, która charakteryzuje szeroko pojętą kulturę komputerowo-internetową, zdecydowała mnogość funkcji i możliwych zastosowań, dostrzeżonych i wykorzystanych przez człowieka. Nowe media nie służą tylko do dystrybucji danych - objęły one swoim zasięgiem także ich tworzenie, przetwarzanie i przechowywanie. Co więcej, Internet, dziś niemal tożsamy z komputerem, stał się miejscem spotkania prawie wszystkich, innych mediów i jednocześnie niemal jedyną przestrzenią dla rozwoju nowych form medialnych. Komputery przygarniają stare media, jednak stawiają im warunki. Każde medium musi się przystosować do zasad obwiązujących w uporządkowanym, cyfrowym świecie komputerów i przestrzeni wirtualnej.

Wróćmy do obrazu Rembrandta. W procesie przejścia od tradycyjnego medium, jakim byłby w tym wypadku obraz wiszący na ścianie, do medium nowego, czyli komputerowej reprodukcji, możliwej do oglądania w tym samym czasie przez nieograniczoną liczbę widzów następuje szereg procesów, zasadniczo zmieniających interesujący nas obiekt. W toku digitalizacji z medium analogowego, staje się ono medium cyfrowym, którego struktura przestaje być formą materialną - zastąpiona zostaje kodem cyfrowym, którego ekspresję możemy oglądać na ekranie. Tak więc, każde z mediów, które chce funkcjonować w owej nowoczesnej sferze, musi poddać się temu restrykcyjnemu procesowi.


Z jednej strony nowe media oferują niezwykłą atrakcyjność, skupiając w jednym miejscu, treści, które w tradycyjnej formie potrzebowałby wielu innych środków przekazu. Z drugiej strony, z procesem digitalizacji wiąże się nieodwracalna utrata jakości. Każde medium ma swoją specyfikę - swoje lepsze i gorsze strony. Oglądając prawdziwy obraz z bliska, obcujemy z pierwotną formą, która nie składa się tylko z warstwy wizualnej. Dotykając autentycznej Lekcji anatomii doktora Tulpa możemy zanalizować sposób nakładania farby, zbadać chropowatą powierzchnię dzieła, powąchać je etc. Nowomedialna reprodukcja, składająca się pewnej ilości pikseli, ogranicza percepcję wyłącznie do „zobaczenia”. Odziera zatem treść malowidła ze znacznej części jego warstwy formalnej. Nowe media, oczywiście, deklarują mnogość innych funkcji i zalet, jak choćby ogólna dostępność i wariacyjność. Obserwując reprodukcje obrazu Rembrandta możemy jednocześnie słuchać muzyki, oglądać film, czytać gazetę i rozmawiać ze znajomymi. Jednak coś za coś. Mamy wszystko, lecz wszystko jest uśrednione. Żeby dokładnie obejrzeć obraz, należy pojechać do muzeum, aby w pełni delektować się dźwiękiem wiolonczeli trzeba pójść na koncert, żeby przeprowadzić poważną konwersacje warto porozmawiać z kimś z cztery oczy. Ale…Ile z tych rzeczy rzeczywiście robimy? Niewiele. Internet oferuje wszystko. W dzisiejszych czasach jakość przestaje mieć znaczenie. Ważniejsze są czas, ilość, dostępność oraz różnorodność. Te wszystkie cechy charakteryzują nowe media, które w znacznym stopniu są zdigitalizowanymi mediami tradycyjnymi. Wydaje się, że kultura komputerowo-internetowa będzie zmierzała właśnie w tę stronę – skupiania wszelkich rzeczy w jednym miejscu, ujednolicania i uniwersalizowania ich. Wiąże się to ze znacznym upraszczaniem życia, do czego w istocie wszyscy dążymy. Czy jednak dojdziemy w pewnym momencie, do punktu, kiedy to szeroko rozumiany komputer (dzisiejsze telefony, iPady, notebooki to różne modyfikacje systemów komputerowych) zastąpi wszelkie media tradycyjne, lub co więcej naturalną interakcję między ludźmi?

Nie chcę snuć zbyt pesymistycznej wizji, gdyż można byłoby zarzucić mi niekonsekwencję, Zamiast przelewać swoje myśli na papier (stare medium) lub wygłaszać to osobiście (naturalna interakcja), piszę to na blogu, który jest tworem stricte nowomedialnym, bowiem nie ma swojego odpowiednika analogowego, tak jak jest to np. w przypadku przytaczanego obrazu Rembrandta. Nie widzę sensu powstrzymywania internetowej rewolucji, jednakże niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że nader często ludzie traktują scyfryzowane media analogowe jako finalny przekaz, nie zaś jako drogę do odnalezienia oryginału.


niedziela, 10 marca 2013

Środek przekazu sam jest przekazem

Czy, czy ciągle i o co w ogóle chodzi?
*Karolina Przeklasa*

Twórcą tej tezy jest Herbert Marshall McLuhan (1911 - 1980), kanadyjski teoretyk komunikacji, który swoimi – często zagadkowymi i niejasnymi – ideami dotyczącymi wpływu mediów na człowieka, zdobył w latach 60. XX wieku popularność na całym świecie. Miała ona zresztą szybko przeminąć. Dopiero po jego śmierci kult McLuhana przybrał ponownie na sile, gdy zauważono, że tworząc pojęcia takie jak „globalna wioska” antycypował Internet. Niewątpliwym sukcesem tego uczonego jest to, że w dzisiejszym świecie, który z dnia na dzień dokonuje milowych skoków w przyszłość, ciągle się do niego odwołujemy i rwiemy sobie włosy z głowy, próbując zrozumieć co też miał na myśli. Podobnie jest z hasłem „środek przekazu sam jest przekazem” i przekonaniem Marshalla McLuhana, że to medium jest istotniejsze od treści jaką niesie.

Aby móc odnieść się do tego dosyć problematycznego – gdyby się nad nim dłużej zastanowić – pomysłu, musimy najpierw zrozumieć czym dla McLuhana jest środek przekazu i czym jest przekaz. W „Zrozumieć media” autor próbuje nam to przybliżyć. I tak: środek przekazu jest „przedłużeniem” nas samych, któregoś z naszych zmysłów, bądź ich różnorodnego zestawienia (przy czym McLuhan uważa, że zarówno telefon, jak i ubranie, czy dom, są medium), a przekazem dowolnego środka przekazu lub techniki jest „zmiana skali, tempa lub wzorca, jaką ten środek wprowadza w ludzkie życie”. To środek przekazu „kształtuje i kontroluje skalę, a także formę stosunków międzyludzkich i ludzkich działań”. Kanadyjczyk zarzuca treści (ang. content), że jest niczym „soczysty kawał mięsa przyniesiony przez włamywacza, aby odwrócić uwagę psa podwórzowego” od przekazu (ang. message), czyli prawdziwej wartości medium. Na tym etapie można jeszcze autorowi przyklasnąć – oto jest człowiek, który patrzy na współczesne mu społeczeństwo z perspektywy wielu setek czy tysięcy lat. Przecież w kontekście umiejętności podtrzymania, a później rozniecania ognia, nieważne staje się kto pocierał czyje drewienka i dlaczego. Czy też – moje przeszukiwanie internetu w celu znalezienia dokładniejszych informacji o dzisiejszym bohaterze notki jest niczym w porównaniu z tym, że obecnie społeczeństwo w ogóle ma dostęp do niesamowitych ilości danych w zaledwie ułamek sekundy.

Niestety wydaje się, że Marshall McLuhan sam nie do końca rozumie co właśnie napisał i próbuje to dokładniej wytłumaczyć. Bo gdyby zmniejszyć zakres widzenia (a autor niestety sam to robi) i nie patrzeć już na cywilizację z perspektywy ucznia, który za trzydzieści tysięcy lat będzie próbował zrozumieć czasy nam współczesne, ale z perspektywy dzisiejszego człowieka, który próbuje zrozumieć czasy mu współczesne, to stwierdzenie, że medium jest ważniejsze od treści jaką niesie, jest co najmniej dziwaczne. I nie chodzi tu o ignorowanie istoty środka przekazu, co autor zarzuca amerykańskiemu specjaliście do spraw telekomunikacji Davidowi Sarnoffowi, który robi to w „prawdziwie narcystycznym stylu człowieka zahipnotyzowanego w wyniku amputacji i przedłużenia  siebie samego w nowej, technicznej formie”. Nie uważam też (chociaż jest to może podejście zgoła idealistyczne), aby dzisiejsze społeczeństwo składało się wyłącznie z „technicznych idiotów”. Gdy próbujemy interpretować zmiany zachodzące w naszej cywilizacji, zawsze będzie ona naszą cywilizacją, w której treść ma znaczenie.

Dodatkowo śmiem twierdzić (jednak jest coś z tego narcyzmu...), że obecnie człowiek ma wykształconą świadomość działania mediów w takim stopniu, iż potrafi wiadomość odczytać jako całość, by następnie odrzucić przekaz, jaki niesie środek przekazu (bądź zredukować go do danej składowej treści) i skupić się na jego treści właśnie oraz to w niej szukać prawdziwej wartości informacji. Dlatego nieważne, czy firma telekomunikacyjna wyśle nam maila z życzeniami urodzinowymi, czy też życzenia zostaną odśpiewane przez jej pracowników i wysłane do nas w formie linku do Youtube'a – zawsze będzie to śmieć. Chyba, że będzie mieć walory – na przykład – humorystyczne, ale wtedy zmienia się treść, będziemy zadowoleni, bo dostarczono nam rozrywki. Zupełnie inną bowiem sprawą jest to, jakie treści są interesujące w dzisiejszych syntetycznych i ekspresowych czasach, w których jeden obrazek potrafi nieść megatonowe treści, ale też w których czytanie Puszkina czy Dostojewskiego jest ciągle uważane za przejaw inteligencji.

Środek przekazu sam jest przekazem, oczywiście. Czy mamy tutaj na myśli „przekaz” jako tę McLuhanowską zmianę, którą medium dokonuje w sposobie funkcjonowania społeczeństwa, czy też to dziwne działanie, informację, którą ze sobą niesie, a która nie jest jego „treścią”. Czy jednak jest to ważniejsze od zawartości? W dzisiejszych czasach następuje powrót do sensu, próba zrozumienia „co autor ma na myśli”, a sama forma bywa wyśmiewana. Nie zgodzę się też z tym, że odbiorcy nie zdają sobie sprawy z działania środków przekazu. To jednak, jakich kolosalnych zmian dokonuje każde medium w społeczeństwie, jest czymś tak wielkim, że nie można z tym nawet rozpoczynać dyskusji. Więc czy tak? Czy nie? To zależy... od tego, co Marshall McLuhan miał na myśli.          

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Zrozumieć media Przedłużenie człowieka" autorstwa M. McLuhana w tłumaczeniu N. Szczuckiej, Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa 2004*