Świat po zamachach 11. września uległ zdecydowanej zmianie
i wiemy o tym wszyscy. Mój wpis miał ograniczyć się do spostrzeżeń, jakie
różnice w postrzeganiu muzułmanów zaszły na świecie, lecz chyba nawet średnio
zorientowany człowiek potrafi wyobrazić sobie trudności, z którymi borykają się
islamiści. Fakt jest taki, że w świecie zachodu muzułmanie nie mają łatwo, a z
problemem można sobie radzić na różne sposoby. Przykładowo - niedawno w USA ruszyła kampania Mój Dżihad, która ma za zadanie ocieplić wizerunek islamistów i zagadnienie „świętej wojny” sprowadzić do egzystencjalnych rozterek, czy... problemu
nieśmiałości.
Twórcy kina również sięgają po tę tematykę usilnie zapewniając, iż pamiętamy -muzułmanin też człowiek, a Amerykanie może i
torturowali więźniów ale cóż - co się stało, to się nie odstanie (więc nakręćmy
o tym film). Jednym z pierwszych tego typu produkcji, które odniosły komercyjny
sukces, był film Mata Whitecrossa i Michaela Winterbottoma Droga do Guantanamo (2006).
Dokument o więźniach osadzonych za podejrzenia o związki z Al-kaidą i
torturowanych na wszelakie sposoby wstrząsnął publicznością. Mniej więcej pięć
lat po zamachach zaczęto zastanawiać się, kto tak naprawdę stoi po ciemnej
stronie mocy i zauważać, że nie każdy arab to terrorysta.
Po ten, nie ukrywajmy, chwytliwy temat sięgnęło nawet Bollywood. W 2010 Karan Johar wzruszył nas piękną historią autystycznego mężczyzny, ruszającego w podróż do prezydenta Stanów Zjednoczonych, by przekazać mu ważną wiadomość, brzmiącą: „Nazywam się Khan i nie jestem terrorystą” (Nazywam się Khan).
Po ten, nie ukrywajmy, chwytliwy temat sięgnęło nawet Bollywood. W 2010 Karan Johar wzruszył nas piękną historią autystycznego mężczyzny, ruszającego w podróż do prezydenta Stanów Zjednoczonych, by przekazać mu ważną wiadomość, brzmiącą: „Nazywam się Khan i nie jestem terrorystą” (Nazywam się Khan).
Najbardziej znanym przykładem ostatnich
czasów jest oczywiście film Kathryn Bigelow Wróg numer jeden obrazujący
polowanie na Osamę Bin-Ladena, oraz ówczesną sytuację biednych agentów
CIA, którzy - no cóż - nie mieli wyjścia i musieli troszkę „popracować” nad
swoimi informatorami. Film zdobył tyle nominacji do wszelakich nagród, że pewnie producenci już teraz zacierają ręce, na myśl o kolejnych fascynujących i
przynoszących zyski projektach o tematyce terroryzmu.
Można wysnuwać tezy, że
społeczeństwo jest już zmęczone ciągłymi doniesieniami z frontów wojennych,
że buntuje się przeciwko niesprawiedliwości i wykluczeniu. Że, najzwyczajniej w
świecie chce żyć w pokoju i zaakceptować naszych islamskich braci i siostry. Równość, przyjaźń, braterstwo...
Owszem, idąc tropem bohatera filmu Karana Johara możemy dzielić ludzi
jedynie na dobrych i złych, a pozostałe aspekty odłożyć na bok. (Nie)stety
ciężko o zrozumienie, kiedy muzułmanin, działacz na rzecz wizerunku
społeczności islamskiej w Nowym Jorku obcina żonie głowę, bo zażądała rozwodu. Trudno o tolerancję i akceptację, gdy podczas maratonu bostońskiego giną
ludzie. Na próżno szukać logiki w „wojnie z terroryzmem”, którą wypowiedział
kraj, gdzie dostęp do broni jest absurdalnie prosty i w którym każda kolejna
masakra w szkole, czy sali kinowej to jedna za dużo.
Na koniec - jeśli mielibyście wątpliwości, czy idea walki z terrorem jest skuteczna, polecam jeden z odcinków vloga Mariusza Maxa Kolonko (oraz zachęcam do obejrzenia innych, poświęconych tematyce islamu). On mówi jak jest :)
Zawsze trafny mem :)
OdpowiedzUsuń