Kamil Kalbarczyk
Włączasz komputer.
Otwierasz przeglądarkę.
Rozpoczynasz zwiedzanie witryn internetowych.
Szast! Prast! Buuum! Pojawia się wielka reklama super-hiper-mega-atrakcyjnego kredytu w banku X, przysłaniająca trzy czwarte ekranu. Dźwięk nie wiadomo skąd. Szukasz krzyżyka, żeby pozbyć się natręta. Nie widzisz go. Po chwili znajdujesz. Klikasz – krzyżyk ucieka. Po morderczym pościgu udaje Ci się zamknąć reklamę. Ba Dum Tss! Ciach! Wyskakuje następna, tym razem oferują ci sadzonki lawendy za jedyne 8,99…
To nieco wyolbrzymiony obraz rzeczywistości, jakiej doświadczam na co dzień. Jednak faktem jest, że internetowe reklamy bywają irytujące. W zasadzie, zarzutów postawić można wiele: wielkość, głośność, zbytnia ruchliwość, powtarzalność. Aliści to, co najbardziej przeszkadza to fakt, że reklamy nie są atrakcyjne (oczywiście nie dotyczy to wszystkich reklam). Skoro chcę wyłączyć jakieś 90% „atakujących” mnie kolorowych, wystrzałowych i śpiewających okienek, znaczy, ze coś jest z nimi nie tak.
Sytuacja pierwsza:
Słucham dość głośno, spokojnej instrumentalnej muzyki. Chcę w między czasie odwiedzić kilka stron. Nagle jak grom z jasnego nieba, na którejś z zakładek włącza się zabójczo głośna muzyka, która nieomal mnie ogłusza. Teraz pytanie: w której z dwunastu otwartych zakładek to szalenie irytujące coś się włączyło? Skutek – jestem poirytowany.
Sytuacja druga:
Przeglądam sobie stronę X. Nagle wyświetla się wielka reklama mebli w promocyjnej cenie. Nie chcę kupować mebli. Staram się zamknąć natrętny komunikat, który właśnie zasłonił mi połowę artykułu. Nie trafiam w ruchomy krzyżyk i zostaję przekierowany na stronę producenta owych mebli. Skutek - jestem poirytowany.
Sytuacja trzecia:
Włączam sobie w sieci nowy odcinek programu rozrywkowego. Klikam „play”. Muszę najpierw obejrzeć dziewięćdziesiąt sekund nieinteresujących reklam: szamponu, operatora komórkowego i nowego modelu samochodu. Po dwudziestu minutach programu, w emocjonującym momencie włącza się kolejna porcja reklam. Skutek – jestem poirytowany.
Konkluzja:
Faktem jest, że przestaliśmy zauważać reklamy znajdujące się tylko w banerach czy z boku stron. To logiczne, że w takim razie reklamy chcą być zauważone i żeby to osiągnąć musza nam skakać przed oczyma, krzyczeć i zasłaniać wszystko inne. Czy to jednak wystarczający powód? Nie wydaję mi się. Ponadto nawet jeśli niechcący klikniemy w reklamę i przeniesieni zostaniemy na stronę reklamodawcy, cały proces nie odniesie zamierzonego rezultatu, a może tylko zniechęcić i zdenerwować potencjalnego klienta. Nierzadko zdarza się także, że reklama próbuje nas oszukać albo wprowadzić w błąd. Dobrym przykładem może być pojawiający się gdzieś między tekstem niebieski pasek z czerwonym powiadomieniem „masz wiadomość” do złudzenia przypominający facebookowy komunikat. Na coś takiego przez pierwsze kilka razy reagowałem uwagą (ooo, nowa wiadomości na facebooku?!). Jednak po kliknięciu na to szybko okazywało się, że to tylko reklama jakiegoś innego portalu.
Pragnę tylko zwrócić uwagę na narastający problem inwazji reklam utrudniających swobodne korzystanie z zasobów sieci. Nie warto wszczynać ogólnej krucjaty przeciw reklamom internetowym - byłaby to walka z wiatrakami. Chociaż nie zdajemy sobie sprawy to podświadomie reagujemy na nie i niejednokrotnie kupując coś bezmyślnie w sklepie, bierzemy to, co znamy, co widzieliśmy w spocie reklamowym. Reklama zatem nie musi być tak natrętna jak to opisałem powyżej, aby zasiała ziarno incepcji w naszej głowie. Ważne, aby była lokowana i prezentowana, tak byśmy nie reagowali na nią jak najszybszym szukaniem krzyżyka lub napisu „zamknij”. Powinna przyciągać swoją formą lub treścią, tak żeby zainteresowani sami w nią klikali. Jednakowoż w świecie, gdzie reklamy otaczają nas zewsząd (i w sieci i w realu), czytając artykuł, sprawdzając pocztę czy pisząc ze znajomym naprawdę mamy ochotę zwracać na nie uwagę?
P.S.: Żale zostały wylane, problem
zakomunikowany, jednakże szukając jakiegoś mema lub GIFa do wpisu zostałem
zaatakowany przez kolejne agresywne reklamy. Pora zainstalować Adblocka…